To nie będzie tekst o powieści Williamsa Okablowani. Nie będzie też o elektryce, energii czy kładzeniu światłowodów. Będzie o kablowaniu. A swojsko mówiąc o… podpierdalaniu.
Kiedy Europa budowała po IIwś zręby społeczności otwartej, pacyfistycznej, multikulturalnej, my trwaliśmy pod zaborem czerwonym. Na władzę i ich popleczników mówiliśmy ONI. My byliśmy w porządku, oni to ludzkie odpady, zdrajcy narodu, co dla korzyści zapisywali się do wiadomej i jedynej partii, donosili na kolegów z pracy, z podwórka, na sąsiadów. Donosicielstwo osiągnęło apogeum. Miało swoje korzenie oczywiście nie w PRLu, naród poznał je dobrze pod carskim zaborem, podobnie jak „kulturę” łapownictwa. Ale nie o dzieje tych przywar tu chodzi, nie jestem ekspertem, ale o zadziwiający ich „renesans” w Polsce.
W peerelu podpierdalaczami byli Oni, my się tego brzydziliśmy, marząc, że w wolnej Polsce 0d podobnych zachowań się uwolnimy. Osoba, która kablowała, nie była dobrze widziana w towarzystwie, chyba że w grupie podobnych sobie donosicieli. Mowiliśmy, że kable zawsze kończą w ziemi lub na słupach. Trochę obrywali też bogu ducha winni abstynenci, bo jak nie pije, to pewnie kabluje. Społeczny ostracyzm jednoznacznie wskazywał, że donosicielstwo jest czymś nagannym. Wydawało się, że uda się tę plagę wyplenić.
Z przerażeniem obserwuję, że podpierdalanie w Polsce wraca, i to ze wzmożoną siłą. W dodatku zarazę tę złapało młode pokolenie, ta część, która nie wyssała z mlekiem matki, że skarżenie jest be. Wyścig szczurów w korporacjach, obawa o pracę w biurach budżetówki, twarda walka o stołki i znajomości spowodowały tę infekcję. Młodzi ludzie mają papiery z uczelni, uważają, że są wykształceni, wszystko wiedzą, a w pracy się tego nie docenia. Walczą więc o swoje metodami, którymi pogardzaliśmy. Dla nich to metoda, nie wstyd. Obraz stosunków w wielu zakładach pracy, jaki malują mi znajomi jest zatrważający. Kabel kabla kablem pogania. Sam też się z tym zetknąłem. Miła towarzyska pogawędka ze znajomą skończyła się tym, że owa wieloletnia znajoma wyśpiewała moje opinie swojemu szefowi, z którym mam interesy, a on lojalnie mnie o tym poinformował. Brr. Rzucamy pomysły i rozwiązania biznesowe w bliskim nam kręgu, by już za parę dni widzieć, jak ktoś je przywłaszcza i chwali się, jakoby były jego autorstwa. Nie widzi w tym nic dziwnego, patrzy ci prosto w oczy. To jego pomysł i basta.
Dokąd zmierzamy? Nie wiem. Ale coraz częściej myślę, że mi nie po drodze.
Na tym blogu nie wychylam się na tematy polityczne, bo głębokie przemyślenia są po to, by pozostały głęboko schowane. Nie chcę też na tej stronie hejtu i agitki. Ale nurtuje mnie myśl, czy ewolucja społeczna sobie z nas nie kpi, w odpowiednim momencie wyciągając z części ludzi złe cechy, przywary i zachowania, bo będą potrzebne w nadchodzącej dla Europy próbie sił. Europa chciała cywilizacji pokoju, otwartych drzwi, możliwości pozostawienia przed domem rowerów, nie zamykania samochodów, dzielenia się dobrobytem. Zakładała uczciwość i dobro każdego człowieka. W tej naiwności przypuszczała, że każdy będzie chciał się do tego dołączyć i budować tę otwartą przyszłość. Że nie będzie próbował tego wykorzystać. Dzieje się inaczej.
Obym się mylił. Mnie otwarta, uśmiechnięta Europa bardzo cieszyła. Zamykanie drzwi mnie trwoży. Nadchodzi zima?
Dodaj komentarz