SF na równi pochyłej… jazda w dół bez trzymanki

W esejach pomieszczonych w Rakietowych szlakach pisałem, że science fiction jest literaturą XX wieku, a jej walka o uznanie na literackich salonach spowoduje raczej rozmycie się gatunku w mainstreamie, który przechwytuje z fantastyki oryginalne metody i chwyty.  Przekonanie moje płynęło stąd, że nowa fantastyka w przeważającej swej masie już mnie nuży. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka.
1. Za dużo przeczytałem – w 98% współczesnej fantastyki napotykam na ograne fabuły i pomysły, a moje pragnienie przeczytania czegoś oryginalnego jest tak wielkie, że szukam tego… w innych gatunkach. Fabuły wtórne, nie oryginalne, po prostu odkładam. Brak mi czasu.
2. Starzeję się – to nieuniknione i może przemawiać za tym, że jako stetryczały miłośnik książek czepiam się młodych twórców i nowej fantastyki. Bo ta przecież nie jest dla pierdzieli, którzy nie są w stanie pojąć jej oryginalnej nieoryginalności.
3. Świat się zmienia, a ja nie chcę tego dostrzec – dzisiaj trzeba pisać prosto, łatwo i bezmyślnie. Akcja, powtórzona akcja, jeszcze raz powtórzona akcja, jeszcze…

Dziad ze mnie – to musi być odpowiedź na to zrzędzenie na nowe. Stąd moje poszukiwanie oryginalności w klasyce. Ale – w sumie – co się dziwić? Skoro science fiction umiera, rozmywa się, to chyba dobrze, że z miłości do gatunku wolę czytać powieści i opowiadania starsze, ze Złotego Wieku SF (co oznacza róg obfitości i dobrą jakość, a nie złote kartki książek) kiedy pomysł i oryginalność były w cenie, a za pustosłowie nie płacono.

Potwierdzenie moich przemyśleń znalazłem w artykule Pula Kincaida, znanego amerykańskiego krytyka, który rozprawił się z paroma amerykańskimi antologiami spod znaku The Best of The Best… Artykuł w przekładzie znajdziecie tutaj

W zgrabny sposób wykazuje, że współczesna amerykańska SF (nie ukrywajmy, polska również) drepcze w miejscu, zgrywa stare chwyty, pożera własny ogon. Wg Kincaida bierze się to z braku wiary w przyszłość. Nie rozumiejąc rzeczywistości nie jesteśmy w stanie wymyślić przyszłości, która miałaby jakąś – niewielką choćby – szansę realizacji. Amerykanie lubują się w takim grzebaniu, ja bym ujął to znacznie prościej.   Literatura jest taka, jakiej chcą czytelnicy. Takiej chcę więc wydawcy, co przekłada się na pisarzy. Ci ostatni też są czytelnikami, więc poziom otrzymujemy jaki otrzymujemy. Fabuły proste jak budowa cepa, kiedy wyjąć sztafaż SF, to praktycznie zostają banały, bohaterowie wypruci z jakichkolwiek cech, przemieszczają się z punktu A do B, klepią wokół frazesami, a ich relacje wyglądają jak z podręcznika psychologii dla przedszkolaków. Słuchałem kiedyś dwóch młodych adeptów, jak streszczali sobie fabułę tworzonego opowiadania – ich postać miała przejść stąd dotąd, znaleźć jakieś gadżety, zabić tego i tamtego, wrócić, po drodze zaliczyć laskę – bo seks musi być, itd. Nie padło pytanie: po co? W jakim celu? Takie są dzisiaj książki. Filmy też.

Jedno wielkie efekciarstwo. Ściema. Maska. A pod nią – nic.

18 odpowiedzi na „SF na równi pochyłej… jazda w dół bez trzymanki”

  1. Awatar vanrad
    vanrad

    Na całe szczęście są jeszcze tacy autorzy jak Dukaj, Harrison, Egan, Watts, Crowley, Chiang, Wolfe i jeszcze kilku innych, którzy pokazują, że fantastyka może być literaturą wysoką, nie poddającą się dyktatowi obżartego i rozleniwionego popkulturą konsumenta (już kilkadziesiąt lat temu Witkacy wiedział, że tak będzie).

  2. Awatar Leszek Błaszkiewicz
    Leszek Błaszkiewicz

    Niby są autorzy zacni, którzy rzeczywiście w czyny swych bohaterów wkładają cel inny niż typowe questy. Są autorzy których dokonania pozostawiają otwarte pytania, zmuszając do refleksji czy zastanowienia. Ale niestety w 2 dekadzie 21 wieku takie pisanie to już samotna wyspa na oceanie literackiej miałkości; wyspa płaska i ledwie wystająca nad poziom wyznaczany przez ikonowo myślące (czy raczej reagujące) gusta. Co z tego wynika – chyba to, że dobra literatura s-f umiera.

  3. Awatar dziki
    dziki

    A nawet jakby ich nie było, ba, jakby wszyscy pisarze, niezależnie od konwencji, nagle stracili wenę, to ludzkość przez wieki napłodziła tyle literatury, że i tak nie zdążę przeczytać tego wszystkiego, co bym chciał poznać i co warto poznać 🙂

    Oczywiście, nie mógłbym ograniczyć się tylko do fantastyki, bo jej zasoby po kilku(nastu?) latach by się wyczerpały 😀

    A piszę to nie tylko w odpowiedzi na Pana wypowiedź, ale też mając w pamięci teksty różnych młodych ludzi pt. „W mojej bibliotece nic nie ma!!”, które regularnie można znaleźć tu i ówdzie w internecie.

  4. Awatar Rusłan
    Rusłan

    Nawet Dukaj nie ustrzegł się motywów sugerujących zapożyczenia od Strossa, McDonalda czy MacLeoda. Poza tym wiele jego opowiadań czy powieści opiera się na schemacie „from zero to hero” czy motywie wyprawy w stylu Conradowskiego „Jądra ciemności”.
    Z kolei „Wieża Babilonu” Chianga opiera się na podobnym pomyśle co starsze o kilkadziesiąt lat opowiadanie Clarke’a „Ściana ciemności”. Można by tak wyliczać w nieskończoność i zapewne okazałoby się, że (niestety) wszystko już było.

  5. Awatar Przeciwnik poczty
    Przeciwnik poczty

    No niestety, podczytuje sobie ostatnio klasykę: Czechow, Dickens, James, Dostojewski itp. i za każdym razem czuję jakby mnie ktoś walił pięścią prosto w mózg. I to wszystko pisane prostym językiem, konkretnymi obrazami. Tak samo kiedyś czułem się przy fantastyce, teraz rzadko.

  6. Awatar Tom Walenciak
    Tom Walenciak

    Może i racja – choć zdarzają się perełki, jak choćby „Outbound” Torgersena czy „Kwiaty Minli” Raynoldsa, które zrobiły na mnie dobre wrażenie.

    Ja dodałbym inną wadę nowej fantastyki – szczególnie polskiej. Autorzy często zapominają, że w założeniu to literatura rozrywkowa, popularna. Potrzeba więc stosunkowo prostej, łatwej do śledzenia fabuły i przyciągnięcia czytelnika raczej pomysłem, wciągnięciem go w historię, nie w śledzenie łamańców językowych czy autorskich pomysłów na teksty prawdziwego sf twardziela. Tymczasem większość opowiadań wpada albo w pseudoliterackie zadęcie (karkołomne zdania, mnożenie porównań, szarpana narracja, a wszystko to w wybitnie manierystycznej formie) albo wpada w drugi biegun i zamiast opowieści prezentującej w formie przyjemnej pigułki owoc rozmyślań autora nad otaczającym go światem przedstawia scenariusz RPG w określonej scenerii z rozpisanymi na role dialogami.
    Cóż, a może panie Wojtku, zastosować się do sugestii Tolkiena i Lewisa? Skoro nikt nie pisze takich książek, jakie lubimy, może spróbować opowiedzieć je samemu?

  7. Awatar Tom Walenciak
    Tom Walenciak

    Ach, zapomniałem o jeszcze jednym. Być może część problemu w tym, że spora część autorów czyta fantastykę, pisze fantastykę, żyje fantastyką i w fantastyce szuka inspiracji, traktując zjawisko kultury masowej nie tyle jako rozrywkę, co wręcz ideologię. A co dzieje się z ogórkami, które zamknąć same ze sobą w beczce? No właśnie.
    Pomysłów jest mnóstwo, nie tylko na hard sf, tylko brak chętnych do wykopania ich spod zalewu informacji (który sam w sobie był już pomysłem na niejedno opowiadanie, a i teraz nadal jest nośny, jeśli zastanowić się nad paroma pytaniami) lub z okolic w ogóle z sf czy fantasy nie powiązanych.

  8. Awatar Wojtek Sedeńko

    Bo to emocja. Instynkty. Wrażenia. Cel. Środki. Spostrzegawczość. Prawda. Autentyczność. Można długo. Proza, która to ma obroni się zawsze. Ale nie była pisana pod publikę, wielotysięczny target (brr, jak ja nie lubię tego słowa). pisana była dla problemu. Jeśli czytelnik do niej dorastał, to nawiązywał kontakt mentalny z autorem. Fantastyka też to miewa. O ile nie bywa powierzchowna.

  9. Awatar Wojtek Sedeńko

    A piszcie! Ja chętnie poczytam. Ja już w książce robiłem wszystko, poza pisaniem, ale mnie to nie kręci.
    Powstają książki dobre, ale w masie fantastyka umiera. Ciągnie na zapożyczeniach właśnie. To taka specyfika SF – jak ktoś coś w niej wymyśli, to nie ma wyłączności. Pomysł, gadget, staje się wspólnym dobrem. Ale można dodać coś od siebie. Jak jest tylko ujęcie pomysłu od innej strony, to rzadko bywa to dobre. Ale zdarza się. Choćby „Thing” Wattsa.

  10. Awatar Wojtek Sedeńko

    Kincaid o tym pisze, trochę między wierszami. Pisarze amerykańscy są jak dzieci w sklepie z zabawkami, tylko że tymi zabawkami są gadgety SF i fantasy. Po co wymyślać nowe zabawki, skoro można stare poukładać w innym szyku?

  11. Awatar Gradu
    Gradu

    Panie Wojtku, przywołuje Pan Kincaida, ale on o jednej z planowanych przez Pana do wydania książek napisał tak: „Najlepsza powieść, Blackout/All Clear Connie Willis (tom Nebulowy zawiera jej fragment), to niezła 300-stronicowa książka uwięziona wśród tysiąca stron pustej gadaniny”. Nie jest to dobra rekomendacja, jeżeli traktować słowa tej wyroczni serio 🙂

  12. Awatar Wojtek Sedeńko

    I ja się z nim zgadzam. Ja bym odchudził drastycznie większość powieści współcześnie pisanych. A rekomendacja jest, bo Willis mimo wszystko jest w tym zalewie powtórek oryginalna. Także stylem i poczuciem humoru.

  13. Awatar Paulo
    Paulo

    Problem istnieje nie tylko w SF. To świat się zmienia, media nas zmieniają, a my stajemy się bardziej leniwi co nakręca znów media. Kółko się zamyka.

    Dlaczego w tv są coraz bardziej popularne płytkie seriale typu: W11, Pamiętniki z wakacji czy inne tanie badziewia? Dlaczego serwuje się talk-showy na które zaprasza się coraz większych świrów, dlaczego reality-show są bardziej popularne? Dlaczego na popularnych portalach internetowych ważniejszą sprawą jest ja długo Kinga Rusin nie myje swojego jaguara od spraw poważnych i bieżących? Dlaczego hollywood serwuje nam wciąż kolejne remake’i lub sprawdzone sequele?

    To proste. Ludzie nie chcą główkować, ludzie chcą mieć proste rzeczy podane na tacy. Przecież większość przy napotkanym problemie woli zadzwonić albo zlecić znajomemu naprawę niż samemu znaleźć rozwiązanie w necie czy chociażby w instrukcji. To jest bolesne…
    Więc co się dziwić pisarzom? Przecież coś do garnka muszą włożyć…

  14. Awatar Wojtek Sedeńko

    Świat się zmienia, ale w kierunku, który mi się nie podoba. A lenistwo – jak ja chciałbym poleniuchować… Nigdy jeszcze nie pracowałem, co teraz…

  15. Awatar Adam
    Adam

    Powszechny dostęp do mediów sprawił, że media się zmieniły (na głupiej, szybciej, głośniej, bardziej goło i pstrokato). Tak powstała durnota medialna z kolei zaczęła oddziaływać na wszystkich oglądaczy… Tym sposobem mamy samo nakręcającą się spiralę plastikowej bylejakości.
    Zawsze wierzyłem, że znajdzie się jakiś ratunek dla wartościowych, ciekawych, oryginalnych, a przez to – niszowych książek… Moim zdaniem właśnie się pojawił – Galaktyka Guttenberga i drukowanie książek na zamówienie. Mam nadzieję, że pomysł wypali finansowo i będzie rozwijany.

  16. Awatar Wojtek Sedeńko

    Po pierwszych zapisach wiemy, że będziemy kontynuować. Zaskakujące, bo czytelnicy zamawiają również całą serię AFP.

  17. Awatar Agroeling
    Agroeling

    Sęk w tym, że jest wszystko dla wszystkich. To znaczy świat jest podzielony na miałką, ogłupiającą popkulturę i nisze. I w interesującej dziedzinie można zawsze znaleźć coś ciekawego, odkrywczego. U mnie na przykład jest kolejka interesujących książek do przeczytania. Teraz kończe [jednak lekkie rozczarowanie] opowiadania Sheparda, a potem zabieram się za nowa ksiązkę Jeffreja Forda,a dalej czekają „Miasto ślepców” Saramago i „Demonomania” Crowleya, którą wciąż odkładam z braku czasu. A więc jest co czytać i na razie chyba nie zabraknie…

  18. Awatar ASX76
    ASX76

    Akurat ja, nie zamierzam zamawiać całej serii AFP w przeciwieństwie do GG, niemniej jednak gratuluję obu zacnych pomysłów. 🙂
    Szkoda, że ostatnimi czasy, z rosyjskiej fantastyki bliższej współczesności (w sensie: nie klasyka), wydawaliście „tyle, co kot napłakał”. Czy istnieje szansa na odwrócenie tego niekorzystnego trendu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *