Maciej Musialik w ofensywie

W marcu jedna premiera i jedna książka ciut rozszerzona, autora, którego szczerze polecam – Macieja Musialika. Ułożony chronologicznie zbiór opowiadań o tropicielu Winstonie Watsonie z Nowej Moskwy – Żyć i umrzeć w Nowej Moskwie, i drugie wydanie Zanieśmy im naszą wojnę. To także ułożone chronologicznie opowiadania będące relacją, zapisem wojny pomiędzy koloniami ziemskimi a Mataanami.  Dobra twarda SF. W Polsce takiej powstaje bardzo mało.

Opowieści o Nowej Moskwie to z kolei lekka fantastyka, zaczepiona w kosmopolitycznej Nowej Moskwie, nad którą kiedyś wybuchła eksperymentalna bomba, i teraz nękają ja czasoprzestrzenne anomalie. A tropiciele potrafią wyśledzić zaginione osoby. Czyta się.

Nowa Moskwa-1000  Zaniesmy im2-1000

14 odpowiedzi na „Maciej Musialik w ofensywie”

  1. Awatar Maciej
    Maciej

    Przecież „Zanieśmy im naszą wojnę” to jest czysta space opera ze znikomą ilością elementów SF, a już na pewno nie z „twardym” SF.

  2. Awatar Wojtek Sedeńko

    Jak to miło się dowiedzieć, po pół wieku prawie czytania SF, że space opera to nie SF. I nie hard SF.

  3. Awatar Rusłan
    Rusłan

    Lepiej późno, niż wcale… proszę sprawdzić definicje w firmowanej przez Pana Encyklopedia Fantastyki.

  4. Awatar Wojtek Sedeńko

    Drodzy czytelnicy, w sumie definicji tyle, co literaturoznawców. W EF też pojawią się różne, zupełnie odstające od tych, które wiszą tam obecnie. Wiedza o fantastyce ewoluuje. Definicje użyte przez Zgorzelskiego czy Niewiadomskiego, traktują space operę jako coś gorszego, a właściwie odżegnują kosmiczne opery od miana dobrej fantastyki naukowej.
    Proza Musialika taka jest. Spełnia wymogi SF – w sumie bardzo niewiele dzieje się tam w kosmosie, w sensie wojny, wymachiwania blasterami. Za to jest fantastyka naukowa. Badania nad czarnymi dziurami i psychiką oraz technologią obcych, zaduma nad człowieczeństwem. Dla mnie to hard SF, częściowo w anturażu space opery. Którą traktowałem i będę traktował nie jak niechciane dziecko fantastyki naukowej, ale jako integralną jej część. Definicje polskich krytyków, zastosowane w Słowniku i przedrukowane w EF są już nieco przestarzałe, były pisane w latach 70. i 80., i miały na uwadze amerykańską i angielską tradycję, która za wszelką cenę nie chciała stawiać znaku równości pomiędzy SF Wellsa, Stapledona a westernami Doca Smitha. W Polsce mieliśmy inny rozwój fantastyki naukowej, właściwie pozbawionej space opery spod znaku pulpy sf. Dzisiaj wiele tych pojęć trzeba by przedefiniować.
    Dla mnie science fiction to jeden wielki gatunek literacki, którego jednym z elementów jest space opera. I cyberpunk, i fantastyka spod znaku new wave, i steampunk, i military sf itp.
    Jak można westernowi Doca Smitha, w którym eksperymenty naukowe i hipotezy są najważniejszym elementem, wręcz duchem sprawczym fabuły, odmówić naukowości? Tyleż samo hipotez i domniemywań jest u Wellsa. Jedni są bardziej oryginalni w konstruowaniu i organizowaniu przyszłościowych światów, inni mniej.
    Ale i to i to jest science fiction.

  5. Awatar Rusłan
    Rusłan

    Nikt nie imputuje, że space opery nie należy w ogóle traktować jak sf, ale stosowanie w stosunku do niej terminu „hard sf” to duże nadużycie.

  6. Awatar Wojtek Sedeńko

    W takim razie poproszę definicję hard SF, żeby nie nadużywać

  7. Awatar Wojtek Sedeńko

    Proszę nie iść na łatwiznę i nie linkować i wklejać czyjeś definicje, jak wspomniałem, mocno przestarzałe. Poproszę o wyjaśnienie mojego nadużycia. 🙂 Zwłaszcza, że według zalinkowanej definicji Niewiadowskiego, książka Musialika należy zdecydowanie do hard SF, a nie do spacy opery, o czym już w komentarzu pisałem.

  8. Awatar tuchaj
    tuchaj

    Ważniejsze niż definicja są skojarzenia jakie ma przeciętny czytelnik słyszący termin „twarda SF” czy „Hard Science-Fiction”. U mnie idzie to mniej więcej tak: Watts, Egan, Sawyer, Clarke, Stross, Lem, Podrzucki. Ktoś może jeszcze dodać parę nazwisk czy chcieć jakieś usunąć, ale wydaje mi się że są to całkiem popularne skojarzenia. „Twarda SF” to etykietka która wielu odrzuca, bo się odbili kiedyś od Egana, Wattsa, czy też podobnych autorów . Z tego zbioru Musialika czytałem tylko jedno opowiadanie i nie określił bym go jako „twarde sf”, owszem autor traktuje „science” jako coś więcej niż dekorację, nie obrażą za bardzo inteligencji czytelnika, ale to jest chyba jednak rozrywkowe SF, nie wymaga też od czytelnika jakiejś ponadprzeciętnej wiedzy z fizyki czy kosmologii, może bardziej adekwatnym określeniem byłaby „space opera z ambicjami”, lub coś podobnego, mniej czytelników odstraszy.

  9. Awatar Rusłan
    Rusłan

    Nie uważam, żeby ta definicja była jakoś szczególnie przestarzała, mimo swoich lat (ta odnośnie hard sf). A o nadużyciu piszę w odniesieniu do Pańskiej odpowiedzi na komentarz @Macieja. Sugeruje on, że space opera zalicza się do hard sf (bo jeżeli tak, to co się do hard sf nie zalicza?). No chyba, że się nie zrozumieliśmy.

  10. Awatar Wojtek Sedeńko

    Jestem przeciwnikiem definiowania, choć rozumiem metodologiczna potrzebę definiowania zjawisk literackich. Ale co komu po definicjach, skoro 90% albo nawet więcej utworów, tym definicjom się wymyka. Albo podchodzą pod kilka definicji jednocześnie (tym samym jak połączymy space operę z hard sf według definicji encyklopedycznych, będzie się to gryzło), albo wyłamują się spod jednoznacznej definicji, bo zawierają elementy poza fantastyczne, albo… można tak długo.
    Czy hard SF ma oznaczać wyłącznie utwory spod znaku Egana, Wattsa, Strossa, czy nie mogą być lżejsze, bez konieczności sięgania po zestaw podręczników z nauk ścisłych? Czy nauki społeczne w utworze to też hard SF czy już może wyłącznie social fiction, political fiction, czy jak tam je zwał. Gdzie tu zaliczyć Oramusa, Zajdla? Z nauka nie są na bakier, pomysły mają twarde, ale jednocześnie jest to i rozrywka i fantastyka zaangażowana politycznie.
    Czy space opera z lotami kosmicznymi, opisująca kontakt, astrofizykę systemów słonecznych – vide trylogia Borunia i Trepki to space opera, czy jednak hard SF?

    Przeczytajcie całego Musialika, nie oceniajcie po jednym opowiadaniu.

  11. Awatar Wojtek Sedeńko

    I to jest moja własna „definicja”. Za hard SF uważam wszelką fantastykę naukową, która wykorzystuje naukę do budowania futurystycznej wizji lub buduje ją w sposób naukowy, gdzie prawdopodobieństwo budowanej wersji przyszłości jest większe od zera. Choćby o ułamek procenta. Dla mnie fantastyka naukowa i hard sf to pojęcia pokrywające się.
    Zachodnia krytyka właściwie dzieli fantastykę (nie mają takiego słowa jak nasza fantastyka) na SF i fantasy. Do SF zaliczają space opery (i ja za nimi), cyberpunk, steampunk, alternative worlds itp. Do fantasy potrafią zaliczyć opowieści jak 72 litery Chianga, w tym pojęciu mieści się też np. Wielki Guslar Bułyczowa, pomimo występowania maszyn czasu, obcych statków itd. Właściwie wszystko, co nie naukowe to fantasy – reszta zaś sf. Niektóre z opowiadań Musialika były więc fantasy!

    Oczywiście, szanuję wszystkie definicje, jak już wspomniałem, tyle ich jest, co czytelników. Przekonywać do swojej definicji nie zamierzam, mnie ona ułatwia życie.

    PS. Co do słowa „nadużycie” to robi ono obecnie złą karierę w języku potocznym i bywa „nadużywane” 🙂 i stosowane w złym kontekście. Ma znaczenie pejoratywne, oznacza bowiem czyn niezgodny z normami lub prawem, jak malwersacja, przekręt. Lub nadużycie czegoś tam, jak wódeczka czy jedzonko lub leki. Nadużyciem jest też wykorzystanie kogoś.

    I tak w sumie nie wiem, pod jaką kategorię podchodzę? Musialika wykorzystałem wciskając, że napisał sf, a to rozrywkowa space opera jest?

    Najgorzej, że mam wrażenie, iż chyba nikt tego nie czytał. A co ty o tym myślisz, Macieju M.?

  12. Awatar M.Musialik
    M.Musialik

    Nie podejmę się wskazania etykietki, która najbardziej pasowałaby do mojej książki. Pisałem te teksty nie mając w głowie konkretnego gatunkowego podziału, jest więc całkiem możliwe, że część z użytych przeze mnie zabiegów jednym czytelnikom będzie się kojarzyła ze space operą, a innym z hard SF. Nie bronię się przed tym, bo wiem, że w głowie każdego odbiorcy tekst żyje własnym życiem. Nie widzę tu więc nadużycia, lecz indywidualną interpretację.

    Owszem, mogę przyznać, że w sporym stopniu inspirowałem się klasyczną formą fantastyki naukowej, w rodzaju Pohla czy Haldemana, i jeśli lektura mojego zbioru wywołuje zbliżone skojarzenia, to na pewno są one trafione. Przede wszystkim jednak chciałem opowiedzieć kilka historii, które wydały mi się ciekawe, a w których centrum tkwiłby człowiek i jego skrajne motywacje. Jeżeli czyni mnie to twórcą space opery, nie ma sprawy, choć akurat za jej zbyt rozbuchaną formą specjalnie nie przepadam, gdyż przesadnie fantazyjny sztafaż tłumi moim zdaniem prostotę przekazu, a co za tym idzie, ładunek emocjonalny. Dlatego mentalnie bliżej mi chyba do klasyków i całej ich klasycznej problematyki. Natomiast na własne potrzeby najwygodniej mi sklasyfikować moje teksty nie tyle jako „hard” czy „military”, lecz po prostu SF „Szeroko Pojęte”. 😉

  13. Awatar Wojtek Sedeńko

    No i sprawa zamknięta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *